Drodzy Czytelnicy Mamy bloga!
Dzisiejszy post zostanie napisany przez młodszą generację, czyli tzw. dziecię. Żeby wątpliwości nie było, owe dziecię ze światem dzieciństwa i wolności pożegnało się praktycznie dekadę temu. Choć dla właścicielki tego bloga i tak pozostanie dziecięciem. Więc ja chętnie przyjmuję tę rolę :)
Całkiem niedawno Mama dorobiła się pokaźnej szafy, w której mogła wreszcie uporządkować swoje skarby. Nadarzyła się więc wspaniała okazja, by zrobić przegląd tych wszystkich dekoracyjnych zdobyczy i zorientować się w temacie. Wśród koralików, ususzonych kwiatków, serwetek, farbek itd znaleźć można było na prawdę iście ciekawe rzeczy. Np... gniazdo. Czyli splecione gałęzie z poprzyklejanym czymś a'la mech.
Hmmm, nie wnikam skąd takie coś miałyśmy, ale w sumie główka zaczęła pracować i kombinować, co by z tego można było "genialnego" zrobić.
Po dalszym grzebaniu w Matuli skarbach wynalazłam prawdziwą perełkę! A raczej kilka perełek! Jaja przepiórcze! Już wydmuchane i jak się okazało, niezwykle delikatne (moja nieco twarda ręka musiała sprawdzić palpacyjnie twardość skorupki).
W tym momencie nie pozostało mi nic innego, jak tylko stwierdzić, że oto "mam genialny pomysł na wielkanocną dekorację". Zrobię gniazdko :)
Do pełni szczęścia brakowało mi tylko piórek, ale te zakupiłam w zaprzyjaźnionej pasmanterii /klik/. Po czym okazało się, że oczywiście Mama ma w swoich zbiorach dużo różnokolorowych piórek :) Czad :) Mój pomysł zaczął rosnąć w piórka, a w zasadzie się realizować ;)
Stan wyjściowy przedstawiał się następująco:
No i się zaczęło :)
Najpierw na gniazdko poszła rafia (nakładana zacnymi rękami Rodzicielki).
Przymiarki ułożenia piórek i jajek:
W międzyczasie następował proces przekładania, układania, przymierzania, klejenia, odrywania... Generalnie tworzenia. Teraz ja tworzę :)
Efekt końcowy i szczegóły prezentują się następująco:
Wielkanoc, pod względem kolorów, zawsze kojarzyła mi się z dwiema barwami:
- żółtym - zapewne od małych, żółtych, sztucznych kurczaczków. W latach 90., a więc czasach mojego dzieciństwa, te kurczaczki złożone były najczęściej z dwóch żółtych puszków, gdzie do większego przyklejone były pomarańczowe łapki, z bardzo często źle wyciętego plastiku, który haczył lub miał zadziory. Kurczaczki z tamtych czasów miały tendencję do wywracania się - "natura" nie zawsze na środku "przyklejała" im te nóżki. Do mniejszego zaś puszka przyczepione były (czasami krzywo, w końcu drób też może mieć zeza) dwa koraliki i coś a'la dziubek. W wersji exclusive kurczaczki posiadały skrzydełka - drucik opleciony żółtym puszkiem. Te kurczaczki nazywałam cipciaczkami (Matko jedyna! Choć jak pomyślę, że po morzach pływały wtedy łabądki, to przestaje mnie to dziwić. W końcu każdy z nas jakoś zdrabnia naszą polszczyznę w sposób dla siebie charakterystyczny.). Nie wiem jak teraz wygląda mały, wielkanocny, sztuczny drób, bo w sumie nie był mi potrzebny ostatnimi czasy. Czy zachował swój dawny wygląd? A może poddał się operacjom plastycznym w chińskich klinikach i dziś wygląda bardziej... tandetnie? Aż z ciekawości muszę się przejść po sklepach :)
- zielonym - świeża trawa, młode liście na krzakach, rzeżucha...
Kolory Wielkanocy są takie wspaniałe! Żywe. Świeże. Boże Narodzenie w swym brokacie, czerwieni i złocie jest ciężkie. Wielkanoc natomiast jest taka radosna, delikatna.
I na te radosne Święta chciałabym życzyć Czytelnikom wszystkiego dobrego!
Dziękuję za poświęcony czas :)
Ola
P.S.
Całkiem niechcący, moja Córka pomogła mi zrealizować moje noworoczne postanowienie, aby dzielić się z Wami moimi umiejętnościami, wiedzą i przygotowywać tutoriale.
Bardzo się cieszę, że opracowała i przygotowała ten materiał :)
Ja również dołączam się do świątecznych życzeń i życzę Wam radosnego i wiosennego nastroju (pomimo pogody za oknem), czasu spędzonego w miłym gronie oraz niezbyt mokrego dyngusa :))
Rodzicielka Oli :)
piękne gniazdko
OdpowiedzUsuńBardzo udane gniazdko:)
OdpowiedzUsuń